złamałam się... :)
nie na cieście marchewkowo-orzechowym robionym na zakończenie roku dla dzieci w przedszkolu, nie...
...ale na jagodziankach...
raz w życiu jadłam takie świeżutkie, robione przez kogoś, "na ciepło", miałam wtedy ze 4-5 lat... i kiedy wczoraj postanowiłam zrobić takie na śniadanie, nie mogłam się oprzeć... fakt że ciasto mało słodkie, nadzienie także, za to kruszonka i lukier oczywiście nie w wersji light :)
fakt że już prawie miesiąc wytrzymałam... z jednej strony nie tyle co postanowiłam... z drugiej prawie... :)
sama siebie już rozgrzeszyłam, mam nadzieję że Wy mnie także...
poza tym jak tu nie piec nic słodkiego, jak dzieciaki się tak zajadają :)
miłego dnia Wam życzę!
oooooooooooooo raju aż mi ślinka leci- no smakowitości same. Uwielbiam jagodzianki mniammmm.
OdpowiedzUsuńWisior post niżej niesamowicie słoneczny. Pozdrawiam niedzielnie. Będę wpadać- fajny blog :)
Aż chciałoby się sięgnąc po jedno
OdpowiedzUsuńPozdrawiam